poniedziałek, 5 listopada 2012

ufff

Wziąłem specjalnie aparat, żeby zrobić zdjęcia z treningu
Nie zapomniałem!
Pierwsze 2 kilometry musiałem mocno trzymać się wózka, bo psy poczuły wiatr i moc i zew przygody! Tak przygody, bo to miał być trening dłuższy i w nowej, mało mi znanej części lasu....
Jak już ochłonęły i zwolniły wjechaliśmy w dłuuugą prostą drogę, niestety rozjeżdżoną przez traktory, więc nie był jak puścić kierownicy, a potem.
Za zakrętem.
Zniennacka.
Droga się wzięła i skończyła...
Nic to - pomyślałem.
Go! Naprzód! Dawaj! Hurra! Bravo! (ciągle nie znam norweskiego) zakrzyknąłem do moich psów i pojechaliśmy przez las "na skuśkę"...
Tak z kilometr po mokrym mchu, krzaczorach, łosim bagienku, leszczynowym lasku (ten był wyjątkowo dotkliwy dla mnie...
Jak już mieliśmy wszyscy dosyć, na końcu jakiegoś prześwitu pojawiła się sarenka...
Na szczęście trzymałem się mocno na nogach...
Ale wrócę tam i zrobię zdjęcia.
Na piechotę wrócę.

Brak komentarzy: