poniedziałek, 17 grudnia 2012

Jędrek

Kiedy rozmawiałem z nim 2 tygodnie temu, głos miał słaby.
Ale miał.
Mówił powoli, ciężko, wyraźnie męcząc się, ale gdzieś tam wydawało się, że nabiera sił.
Da radę.
Białaczka była silniejsza.

Andrzej zdobył tytułów całe worki.
Polski, Europy, Świata.
WSA, FISTC, PFSZPRP, PZSPZ.
Nieważne.
Był jednym z pierwszych, którzy traktowali naszą dyscyplinę jako SPORT.
Układał treningi robił plany, dbał o psy i o własną kondycję.
To Andrzej pokazał nie tylko mi, że realizowany z żelazną konsekwencją plan treningowy, musi dać efekt.
Swoim podejście do sportu wzbudzał szacunek wśród zawodników z całego Świata.
Walczył o powstanie Związku Sportowego wydeptując ścieżki w Ministerstwie Sportu.

Pamiętam, jak chyba w Cortinie, na Mistrzostwach Świata 2004, gratulowałem mu zwycięstwa już po drugim dniu, bo miał gigantyczna przewagę, a On na to: Paweł, jak ostatniego dnia będziesz pierwszy na mecie, to wygrałeś, ale nawet 50 metrów przed metą może Ci zając przebiec trasę i psy pójdą w las...

Jego nauki były i są bezcenne.

Jesienią miał wsiąść na rower.

Jedyne co dobre w tym wszystkim, to to, że już stoi na saniach, przed nim jego ruda szóstka grenlandów, a Andrzej z charakterystycznie zaciśniętą pięścią, rusza na tęczową trasę.

Jędrek, zajmij miejsce na stejku.


P.S. Przepraszam autora tego zdjęcia, widzę, że to z Mistrzostw Świata WSA z Cortina d'Ampezzo 2004, ale nie wiem kto je zrobił.


Brak komentarzy: