środa, 3 marca 2010

co tu gadać kiedy nie ma o czym mówić... a jednak jest!

Mistrzostwa Świata w Oberwiesenthal.
Hm... Nie jechałem po medale - tym razem. Jesienne wyjazdy i wypadek na początku grudnia pokrzyżował mi plany treningowe. Jak można rywalizować z teamami, które zaczęły treningi we wrześniu, jeżeli ja zacząłem w styczniu...
Ale. Mistrzostwa zobowiązują!
Zaryzykowałem, wstawiając do składu 11 letnią sukę i szykując je szybkościowo, licząc na to, że niemieckie trasy będą świetnie przygotowane, twarde, szybkie.
Niestety. Deszcz spowodował, że było miękko. A do tego ostatnia 1/3 trasy pod górę, a więc siła...
A moje psy jej nie miały...
Pierwszego dnia Bera (ta 11-sto latka) zachowała się jak debiutantka, zablokowała na pierwszym podbiegu, a na zjeździe usiadła na śniegu...
Koniec.
No może niezupełnie. Udało się w miarę wyrównać tempo zaprzęgu, ale na bardzo słabym poziomie. Po 2 kilometrach musiałem odpiąć Berę i wsadzić do worka na sankach. To już był koniec marzeń o przyzwoitym wyniku...
Psy nie szły tak jak potrafią. Znowu stanąłem i przepiąłem lidera.
Bez zmian.
Kolejny postój i znowu zmiana lidera, tym razem efekt był. Co prawda Speedy był bardo zdziwony, że biegnie z przodu, ale nie było źle. Niestety Bera wierciła się w worku, co bardzo utrudniało jazdę, więc kilometr przed metą znowu stanąłem i wpiąłem ją do zaprzęgu.
Jakoś dojechaliśmy do mety.
Na ostatnim miejscu...
Drugiego dnia, Bera została na stake-oucie, pojechałem starym ustawieniem z ubiegłego roku, i było dużo szybciej. Sprawna jazda spowodowała że, dogoniłem 3 teamy.
Trzeciego dnia powtórzyłem ustawienie i znowu było podobnie, tyle że strata z pierwszego dnia była gigantyczna, więc udało mi się tylko uciec z statniego miejsca.
Reasumując wynik słaby, natomiast wiele cennych wniosków na przyszłość, na nastęny sezon, w którym nie tylko zamierzam wrócić na podium, ale po prostu wygrać Mistrzostwo Europy.
A w nastęnym poście napisze trochę o skandalicznej organizacji MŚ, i kilku innych niemiłych sprawach...

Brak komentarzy: